lis 01 2019

Bohater


Komentarze: 0

Często przyjmowałam problemy innych na swoje barki. Słuchałam jak ludzie opowiadają mi o swoich problemach i za wszelką cenę chciałam im pomóc. Przyjaciółka była w toksycznym związku, facet szydził z niej, wychodził non stop z kumplami, nie przychodził na umówione spotkania, możliwe że ją zdradzał i tak dalej i tak dalej. Ciągle słuchałam jej tyrad na temat tego, jak bardzo jest nieszczęśliwa. Mówiłam jej, że jeśli faktycznie tak jest, to powinna zakończyć ten związek, że jeśli czuje się źle i jeżeli on ją krzywdzi to nie ma się nad czym zastanawiać. Wtedy ona zaczynała mi wymieniać jego zalety jakby zapominała o tym co jest nie tak. Nie chciała przyjąć do siebie, że to nie ma ani sensu ani przyszłości. Po prostu ten układ był dla niej czymś ważnym i tworzył iluzję bycia kochaną. Ja denerwowałam się, rozmyślałam o tym i za wszelką cenę chciałam, żeby zrozumiała swoje błędne myślenie. Jednak im cięższe działo wytaczałam tym ona mocniej zamykała umysł. Drugim przykładem może być mój były mąż, który ma problemy ze zdrowiem. Czuje się źle, wiele rzeczy w jego ciele szwankuje i stale na to narzeka. "IDŹ DO LEKARZA"- mówię. Czy nie byłoby łatwiej gdyby się przebadał i zaczął leczenie, żeby zacząć normalnie funkcjonować? Ja to wiem, inni też to wiedzą ale on ma miliony wymówek typu: nie mam czasu, nie lubię lekarzy, a w dupie to mam, na coś trzeba umrzeć, świat będzie lepszy beze mnie więc może to i dobrze. Dostawałam piany na jego głupie tłumaczenia, denerwowałam się tym i wymyślałam co raz to nowsze sposoby na to, żeby go przekonać do zmiany nastawienia. Łatwo się domyśleć, że to jak rzucanie grochem o ścianę. 

Żyłam wieloma problemami, dopuszczałam je do swojego świata nie potrzebnie zgrywając bohaterkę. Aż w końcu dotarła do mnie prosta, oczywista prawda. To nie ma sensu. Cokolwiek powiem, cokolwiek zrobię to i tak niczego nie zmieni. Gdyby wcześniej ktoś przyszedł i powiedział mi : "Stara, weź się w garść. Masz przed sobą całe życie więc przestań się dołować" to najprawdopodobniej odwróciłabym się w drugą stronę z szyderczym uśmiechem. Jednym uchem bym wpuściła a drugim wypuściła. Tak samo jest z innymi. Dopóki człowiek sam nie zechce zmian i nie nauczy się nowego myślenia, to nie jestem w stanie mu pomóc. Każdy ma prawo do własnego zdania i do podejmowania własnych decyzji. Daję to prawo sobie i innym. Udzielam wsparcia, pomagam jeżeli mogę, dzielę się własnym doświadczeniem, mogę nawet doradzić jeśli ktoś o to poprosi. Ale już nikogo nie zmuszam do mojego toku myślenia. Nie wymagam by ktoś słuchał i słyszał. Każdy dorosły człowiek w równym stopniu odpowiada za własne życie i szczęście. Także to do nich nalezy decyzja, którą drogą pójdą. Nie biorę tego na siebie, to moje życie jest dla mnie ważne i o siebie dbam w pierwszej kolejności. To jakie decyzje podejmują inni to nie moja sprawa nawet jeśli działają autodestrukcyjnie. 

Ograniczam się do roli własnego, osobistego bohatera :) Nie chcę już brać odpowiedzialności za życie i zdrowie innych na siebie. Po co mi to? Skupiam się na tym, co dla mnie jest na prawdę ważne. Kijem Wisły nie zawrócę. Skoro to odbierało mi siłę, energię i nie dawało spać po nocach to znak, że coś z tym nie tak:) 

Ja chciałam pozytywnych zmian. Jeśli inni do nich dojrzeją będę się cieszyć, jeśli nie to nadal będę przy nich ale już nie w takiej roli :) 

Każdy ma swój światopogląd i dla każdego może nadchodzi inny czas na zrozumienie sensu życia. 

A.

Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz