Najnowsze wpisy, strona 3


lis 01 2019 Bohater
Komentarze (0)

Często przyjmowałam problemy innych na swoje barki. Słuchałam jak ludzie opowiadają mi o swoich problemach i za wszelką cenę chciałam im pomóc. Przyjaciółka była w toksycznym związku, facet szydził z niej, wychodził non stop z kumplami, nie przychodził na umówione spotkania, możliwe że ją zdradzał i tak dalej i tak dalej. Ciągle słuchałam jej tyrad na temat tego, jak bardzo jest nieszczęśliwa. Mówiłam jej, że jeśli faktycznie tak jest, to powinna zakończyć ten związek, że jeśli czuje się źle i jeżeli on ją krzywdzi to nie ma się nad czym zastanawiać. Wtedy ona zaczynała mi wymieniać jego zalety jakby zapominała o tym co jest nie tak. Nie chciała przyjąć do siebie, że to nie ma ani sensu ani przyszłości. Po prostu ten układ był dla niej czymś ważnym i tworzył iluzję bycia kochaną. Ja denerwowałam się, rozmyślałam o tym i za wszelką cenę chciałam, żeby zrozumiała swoje błędne myślenie. Jednak im cięższe działo wytaczałam tym ona mocniej zamykała umysł. Drugim przykładem może być mój były mąż, który ma problemy ze zdrowiem. Czuje się źle, wiele rzeczy w jego ciele szwankuje i stale na to narzeka. "IDŹ DO LEKARZA"- mówię. Czy nie byłoby łatwiej gdyby się przebadał i zaczął leczenie, żeby zacząć normalnie funkcjonować? Ja to wiem, inni też to wiedzą ale on ma miliony wymówek typu: nie mam czasu, nie lubię lekarzy, a w dupie to mam, na coś trzeba umrzeć, świat będzie lepszy beze mnie więc może to i dobrze. Dostawałam piany na jego głupie tłumaczenia, denerwowałam się tym i wymyślałam co raz to nowsze sposoby na to, żeby go przekonać do zmiany nastawienia. Łatwo się domyśleć, że to jak rzucanie grochem o ścianę. 

Żyłam wieloma problemami, dopuszczałam je do swojego świata nie potrzebnie zgrywając bohaterkę. Aż w końcu dotarła do mnie prosta, oczywista prawda. To nie ma sensu. Cokolwiek powiem, cokolwiek zrobię to i tak niczego nie zmieni. Gdyby wcześniej ktoś przyszedł i powiedział mi : "Stara, weź się w garść. Masz przed sobą całe życie więc przestań się dołować" to najprawdopodobniej odwróciłabym się w drugą stronę z szyderczym uśmiechem. Jednym uchem bym wpuściła a drugim wypuściła. Tak samo jest z innymi. Dopóki człowiek sam nie zechce zmian i nie nauczy się nowego myślenia, to nie jestem w stanie mu pomóc. Każdy ma prawo do własnego zdania i do podejmowania własnych decyzji. Daję to prawo sobie i innym. Udzielam wsparcia, pomagam jeżeli mogę, dzielę się własnym doświadczeniem, mogę nawet doradzić jeśli ktoś o to poprosi. Ale już nikogo nie zmuszam do mojego toku myślenia. Nie wymagam by ktoś słuchał i słyszał. Każdy dorosły człowiek w równym stopniu odpowiada za własne życie i szczęście. Także to do nich nalezy decyzja, którą drogą pójdą. Nie biorę tego na siebie, to moje życie jest dla mnie ważne i o siebie dbam w pierwszej kolejności. To jakie decyzje podejmują inni to nie moja sprawa nawet jeśli działają autodestrukcyjnie. 

Ograniczam się do roli własnego, osobistego bohatera :) Nie chcę już brać odpowiedzialności za życie i zdrowie innych na siebie. Po co mi to? Skupiam się na tym, co dla mnie jest na prawdę ważne. Kijem Wisły nie zawrócę. Skoro to odbierało mi siłę, energię i nie dawało spać po nocach to znak, że coś z tym nie tak:) 

Ja chciałam pozytywnych zmian. Jeśli inni do nich dojrzeją będę się cieszyć, jeśli nie to nadal będę przy nich ale już nie w takiej roli :) 

Każdy ma swój światopogląd i dla każdego może nadchodzi inny czas na zrozumienie sensu życia. 

A.

paź 31 2019 Kręta droga
Komentarze (0)

Potrzeba wiele cierpliwości, żeby wyjść z życiowych zakrętasów. One są i są. Stawiają nam na drodze problemy, które musimy jakoś rozwiązywać. Już czasem nie mamy siły, ledwo wyjdziemy z jednego dołku i zaraz pojawia się następny. Najczęściej dzieje się tak bo życie kocha prawdę i nienawidzi kłamstwa. Jeśli żyjemy w iluzji szczęśliwego związku, w iluzji bogactwa czy niby szczęścia, które podszyte jest nieprawdą to prędzej czy później to musi się rozpaść. Oczywiście nie dzieje się tak dlatego, że życie chce nam dokopać i nas skrzywdzić tylko coś nam przekazać, coś udowodnić. Ja właśnie tak przyjęłam z perspektywy czasu to, co mnie spotkało. Na początku krzyczałam, płakałam i drapałam na oślep z rozgoryczeniem. Uważałam, że to wielce niesprawiedliwe iż spotyka to właśnie mnie. Dlaczego ? Za co?! Co ja takiego zrobiłam, że zawsze dostaję po dupie ? Cóż, im więcej o tym myślałam i im więcej ćwiczyłam pozytywnego myślenia i im więcej znalazłam w sobie fałszywych kodów, tym bardziej zdawałam sobie sprawę z tego, że tak musiało być. OBUDŹ SIĘ!- powiedziałam do samej siebie. Przeanalizowałam na ile tak na prawdę byłam szczęśliwa a na ile chciałam tylko w to wierzyć. Wyszło zaskakująco. W moim związku bałam się mieć własnego zdania. Zachowywałam się jak magnez dostosowując się do ruchów i myśli mojego partnera. Zgubiłam samą siebie , zapomniałam o tym kim jestem, czego chcę i jakie mam zdanie. A on? Chciał mnie za wszelką cenę zmienić i dopasować do swojego świata. Ja wiedziałam gdzie leżą jego słabości, ile miał przede mną dziewczyn i z jakich powodów z nimi zrywał. Z każdą dla niego było coś nie tak, jedna była zbyt dołująca przez swoje wcześniejsze przeżycia, inna za dużo się śmiała i nie potrafiła zachować pompatycznej powagi kiedy on tego chciał, jeszcze następna nie pasowała do jego towarzystwa, a tamta nie akceptowała, że on lubi sobie zapalić skręta. No i ja- zbyt nieśmiała i cichutka. Właściwie to ja taka nie jestem, ale przy nim byłam! Dlaczego? Bo on nie był dla mnie! Tylko, że wolałam to ignorować i za wszelką cenę walczyć. Dlatego właśnie musiało stać się tak, że zostawił mnie i odszedł nagle do innej ( z którą też już nie jest bo pewnie coś było z nią "Nie tak"). Ja nawet wiedziałam, że on wchodzi ze związku w związek automatycznie. Robił całe życie klin kliem i dlatego był moim lustrzanym odbciem. A więc życie postanowiło zburzyć iluzję i ja w końcu się obudziłam. Już wcześniej miałam oczywiście inne rozpadające się związki ale dopiero tym razem nastąpił przełom. Zaczęłam rozumieć. W końcu znalazłam siebie w tym życiowym chaosie. Teraz na prawdę ważna dla siebie jestem JA SAMA! Nie chcę stwarzać wokół siebie iluzji szczęścia tylko na prawdę chcę być szczęśliwa. To ogromna różnica. Bo fałsz się rozpada a prawdziwe szczęście zostaje jeśli nosi się je w sobie. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że nie da się popatrzeć pozytywnie na smierć kogoś bliskiego- bo to są sytuacje bolesne i dają cierpienie chociaż są nie odłączną częścią życia. Czasem jednak kiedy na drodze staje choroba, to ludzie którzy wyjdą z tej walki zwycięsko mówią: "Dopiero teraz doceniam życie, teraz biorę z niego garściami. Doceniam to co mam". A więc w pewnym sensie te życiowe zakręty i trudności pomagają wychodzić z czarnej dziury i znajdujemy światło..:)

Doceniaj, kochaj, żyj <3

A.

paź 30 2019 Kartki z pamiętnika
Komentarze (0)

Kiedyś myślałam, że nie mam wpływu na to, co dzieje się ze mną w środku. Kierowałam się nieustannym strachem, który był tak głęboko zakorzeniony, że paraliżował mnie przed działaniem. Sama tworzyłam sobie lęki i w głowie wymyślałam scenariusze, co może pójść nie tak i jak będę się wtedy czuła. Skad to w ogóle się brało ? Oczywiście z fałyszwych kodów mojej podświadomości, z których nawet nie zdawałam sobie sprawy. A gdyby ktoś mi o tym powiedział .. to i tak bym w to nie uwierzyła. Dlaczego? Bo czułabym się jeszcze słabasza, gorsza i bardziej bezradna. Uległam strachowi bez walki. Kiedy chłopak zostawił mnie w ciąży, uwięził mnie strach pod tytułem : "Nie dam sobie rady", ale idąc o krok dalej zadałam sobie proste w teorii pytanie: "Czego na prawdę się boisz?". Odpowiedź przyszła sama : SAMOTNOŚCI!!!! Tego, że już nie ułożę sobie życia i będę skazana na życie w pojedynkę. Strach nagle minął bo mądry głos w mojej głowie sam rozwiązał ten problem..powiedział mi: Kocham siebie! Daje sobie wsparcie więc tak długo jak jestem ze sobą, to samotność nie istnieje! PRAWDA WYZWALA! Teraz mogę iść naprzód przed siebie <3

 

Kocham siebie. Dbam o moje emocje. Czyszczę swoje wewnętrzne wulkany, aby nie dopuścić do wybuchu. Negatywne emocje, które kiedyś mną targały już odeszły. Niegdyś popadałam ze skrajności w skrajność. W jednej chwili mogłam przesadnie cieszyć się z kupna nowej bluzki a w drugiej umierać z rozpaczy bo ktoś wyraził się o mnie nie przychylnie. Jestem panią mojego życia. To ode mnie zależy czy będę podążać ścieżką równowagi emocjonalnej czy psychicznego rozchwiania. Codziennie mówię do siebie "Kocham Cię". Wierzę w moc tych słów, na prawdę załsługuję na swoją miłość i wsparcie. Wybieram pozytywne myślenie. Nawet jeśli moja podświadomość podsuwa mi wizję katastrofy, to ja mam moc do tego, żeby te instynktowene, przestraszone reakcję zamienić na pozytywne i pełne energii myśli. To do mnie należy wybór, które emocje mną zawładną. Miłość jest silniejsza niż strach. Miłość naprawia moje życie i kieruje mnie na właściwe tory. 

 

PS : KOCHAM SIEBIE <3 

A.

paź 28 2019 Sprężyna
Komentarze (0)

Wiesz jak działa sprężyna? No pewnie. Spirala, która rozciąga się by od razu skręcić się spowrotem, kiedy tylko ją puścimy. W ten sam sposób działa nasza podświadomość. Kiedy zaczynamy z nią pracować i wpisywać nowe kody ona prostuje się, a kiedy odwracamy wzrok znowu wraca do stanu poprzedniego. Właśnie dlatego tak ważna jest tu systematyczność i upartość. Musimy rozciągać naszą sprężyne tak długo i tak wytrwale aż w końcu uwierzy w swój nowy kształt. Nie odpuszczać wtedy, kiedy wydaje nam się , że już wszystko rozumiemy bo to tylko cisza przed burzą. Podświadomość potrafi dobrze grać i manipulować (oczywiście robi to w dobrej wierze). Pozwala na chwilę uwierzyć Ci, że jesteś zdrowy i udało ci się wygrać w końcu spokój i szczęście, kontrolę nad własnym życiem ale to tylko pozór mający na celu uśpić Twoją czujność. W końcu znów zacznie na nowo kierować Twoimi reakcjami i zachowaniami w ten sposób trzymając się tego, co dobrze zna. Przez lata zapisywała swoje racje na podstawie wnikliwych obserwacji, na prawdę sądzisz, że w parę dni uda Ci się przekonać ją do zmiany tego, w co głęboko wierzy ? Nie, nie i jeszcze raz nie. Potrzeba tu czegoś więcej,- TWOJEGO osobistego zaangażowania i wytrwałości. Musisz postanowić uczciwie, że chcesz zmienić swoje życie na lepsze albo zostać tam gdzie jesteś ale niech to będzie świadoma decyzja z Twojej strony :) 

Gdyby tak zastanowić się i porównać mechanizm działania sprężyny do działania naszej podświadomości, to z góry widać, że zadanie nie jest łatwe. Bo przecież siłą samej woli nie sprawię , że czarne stanie się różowe a czerwone stanie się żółte, prawda? Ale ale ale, tu jest inaczej ponieważ nasza podświadomość to nasz najlepszy przyjaciel, który na pewno nie raz uratował nas od obrażeń czy śmierci wpływając na nasze instynktowne zachowania czy działanie obronne naszego organizmu. Jednak aby przekonać ją, że coś jest dla nas lepsze niż to, w co wierzyła dotychczas wymaga od nas swojego rodzaju dyplomacji. Nie można zmusić podświadomości do zmiany nastawienia, nie można jej złapać za gardło i rozkazać wejść na inne tory. Tego dokonać możemy jedynie miłością, przyjaźnią i wyrozumiałością. Traktuj podświadomość jak małe, bezbronne dziecko i pomóż jej codziennymi ćwiczeniami zrozumieć, że ta zmiana jest Ci potrzebna abyś mógł/mogła osiągnąć pełnię szczęścia. Kiedy już uda ci się podjąć współpracę z tym obszarem duszy..życie zacznie się układać. Poczujesz wolność, radość i miłość do życia. Wierz mi, wiem co mówię. Przeszłam tą drogę i nadal nią podążam. Nie przestaje, wciąż idę naprzód dzień po dniu, krok po kroku. Nie przesuwam od razu całej góry, sięgam kamień po kamieniu żeby utorować sobie drogę.  

Ty też możesz :)

Ściskam :)

A.

paź 28 2019 Odpuszczam
Komentarze (0)

Kiedyś podczas medytacji zauwżyłam, że w nieznośny spodób próbuję za wszelką cenę kontrolować myśli. Zdałam sobie sprawę, że medytacja nie może być udana jeśli ja cały czas próbuje mieć wszystko pod kontrolą. Ćwiczyłam dzień po dniu odpuszczać, uwalniać się od więzienia w mojej głowie i w końcu kiedy na reszcie dałam się zupełnie ponieść poczułam prawdziwą moc, jaką niesie za sobą sztuka medytacji. I teraz najważniejsze, przeniosłam to odpuszczenie w życie. Kiedyś w każdej dziecinie mojego życia próbowałam mieć kontrolę. Nad planem dnia, nad każdą jego minutą, nad każdą spożytą kalorią, nad każdą wydaną złotówką, nad tym dokładnie co i o której ma się wydarzyć. Ale to nie był ład i porządek, to był jeden wielki chaos! Bo co się działo, kiedy coś poszło nie tak?! FRUSTRACJA! GNIEW! KONIEC ŚWIATA! Jak ja to teraz nadrobię? Na słowa : "zmiana planów' dostawałam gęsiej skórki. Absolutnie wykluczone! Wiecie skąd to się bierze ? Oczywiście ze STRACHU. To tak jak z moim ostatnim zakończonym związkiem. Zostałam na lodzie, sama ze sobą i ze swoją ciążą. Jak się czułam na tą zmianę? Jak ktoś, kto szedł po pewnym grucie i nagle okazało się, że to tak na prawdę przepaść, która ściąga mnie na sam dół skąd nie ma żadnego wyjścia, przejścia..ani jednego, małego, mglistego światełka. To, co wydawało mi się, że jest pod kontrolą w jednej chwili rozpadło się na milion małych kawałków. Ja znalazłam się w czarnej dziurze i przez wiele tygodni nie miałam ochoty w ogólę się z niej wygrzebać. Aż wzięłam się w garść. Aż w końcu odpuściłam kontrolę. Powiedziałam sobie tak: "Co ma być to będzie, pozwolę się poprowadzić. Być może właśnie tak miało się stać". I właściwie teraz myślę, że te słowa są zupełną prawdą. Gdyby nie ten dotkliwy kop w tyłek, to nigdy nie wyrwałabym się z moich iluzji? Po co chcieć mieć władzę nad wszystkim? Nie jestem Bogiem..Bóg powołał mnie do życia tu i teraz więc gdzieś leży cel mojej ziemskiej wędrówki. Zapewne On wie lepiej, czego mi brak, czego potrzebuje i gdzie mam iść. Czasami los podrzuca nam lepsze z perspektywy czasu rozwiązania, na które sami moglibyśmy nigdy nie wpaść. Przekonałam się, że kiedy odpuszczam to nagle wszystko łączy się w logiczną całość. Coś musiało się stać i coś musiało się zmienić, żeby coś innego mogło się wydarzyć. Coś musiało się skończyć, żeby coś innego mogło się zacząć. Jedno bez drugiego nie istnieje i chociaż czułam żal i rozpacz to teraz myślę, że lepiej być nie mogło. W przeciwnym wypadku wiecznie żyłabym tylko połową życia, nigdy do końca nie byłabym sobą, nigdy nie pokochałabym siebie. Gdyby ta iluzja nie rozpadła się w taki sposób to może po czasie rozpadłaby się w gorszym wydaniu ? 

Odpuszczam, pozwalam sobie płynąc z prądem tam gdzie mnie niesie i czuję się wolna! Na prawdę wolna! Z miłością i zaufaniem patrzę w przyszłość. Jestem bezpieczna, nie muszę wszystkiego kontrolować bo wiem, że to i tak nie możliwe. Zawsze może się coś zmienić i wydarzyć bez względu na to, jak bardzo będę chciała tego uniknąć. Przyjmuję to, co dostaje od losu wierząc, że jest w tym wyższy cel. Ufam. Kocham. Oddycham.

 

A.